|
|
|
|
||
Mirosław Lewandowski: Postanowiłem zacząć naszą rozmowę fragmentem z Twojego "Matrixa", w którym przedstawiasz sytuację w polonijnych środowiskach emigracyjnych, którą zastałeś w roku 1977, gdy wyjechałeś z Polski do Szwecji, zabierając ze sobą materiały PRLowskiej cenzury.
"Matrix", strony: 80-83. I jeszcze jeden fragment z Twojej książki:
"Matrix", strony: 126-127.
A teraz pierwsze pytania.
1. Kim był ów Koraszewski, który się tu pojawia?
2. Jak doszło do tego, że zacząłeś prowadzić Szwedzkie Biuro Informacyjne KPN? W jaki sposób w Szwecji zetknąłeś się z KPN?
Tomasz Strzyżewski: Odpowiadam w kolejności:
ad. 1. Oczywiście – charakterystyka tej osoby zawarta w zacytowanym przez Ciebie fragmencie, powstała już w okresie późniejszym. Na samym początku nic bowiem nie wiedziałem o Koraszewskim. Gdy po zejściu na ląd w Ystad przybyłem w marcu 1977 roku do uniwersyteckiego miasteczka Lund w południowej Szwecji, dość naiwnie zakładałem, że będę miał do czynienia ze środowiskiem, sięgającym korzeniami do przed- i powojennej, nie „umoczonej” w peerelowskiej rzeczywistości polskiej emigracji. O „exodusie” ogromnego odłamu komunistycznego aparatu władzy, słyszałem wprawdzie wcześniej, ale tylko tyle, co przeciętny mieszkaniec PRL mógł wiedzieć na ten temat. Na ogół nie wiedziało się o tym, że znaczna część tej emigracji w ogóle nie docierała do Izraela, lecz „trafiała” do krajów Europy zachodniej i USA. Jak na małą Szwecję przybyła tu wyjątkowo liczna, bo blisko 5 tysięczna armia byłych aparatczyków komunistycznych i członków tzw. nomenklatury wraz z rodzinami. Jednym z takich aparatczyków był Andrzej Koraszewski. Rdzennie polskich emigrantów, normalnych uchodźców politycznych z Polski – było tu wówczas pięciokrotnie mniej.
W trakcie podejmowania przeze mnie prób nawiązania kontaktu z kimś, kto mógłby być zainteresowany publikacją dokumentów ujawniających prawdziwą tj. cenzorską działalność Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk w Warszawie – usłyszałem o Koraszewskim. Z poprzedniego – sprzed półtora roku – nieudanego zarobkowego pobytu w Szwecji zapamiętałem sobie nazwisko (bo było nietypowe i pociesznie zniekształcane przez Szwedów: „Kostenki”) przypadkowo poznanego uciekiniera, który – jak to sobie szczęśliwie zapamiętałem – zdecydował się „wybrać wolność”. Był to Bernard Kostencki. Odszukałem go w spisie telefonów i zadzwoniłem. Gdy się spotkaliśmy Bernard poradził mi kontakt z Koraszewskim. Znał go bowiem, jako kolportera paryskiej „Kultury”, od którego ten miesięcznik kupował. Zaprowadził mnie do niego osobiście, mimo że prawdopodobnie już podczas wcześniejszej z nim rozmowy telefonicznej, został zainfekowany pewną dozą podejrzliwości. Uznałem to jednak za rzecz naturalną. Dopiero w miarę upływu kolejnych miesięcy, a właściwie lat, stopniowo zacząłem poznawać peerelowską przeszłość Koraszewskiego. Również stopniowo, coraz bardziej uświadamiałem sobie jego przynależność środowiskową i identyfikację z tą ogromną emigracją tzw. „pomarcowców”. Obecnie, począwszy od chwili swojego oraz braci Smolarów powrotu do Polski („taka Polska mi się podoba” – mawiają ponoć beneficjenci Okrągłego Stołu) – Koraszwski ukrywa swoją aparatczykowską przeszłość, wyrazem czego są np. biogramy (vide: Wikipedia) rozpoczynające się dopiero od jego emigracyjnej działalności w Szwecji i w Anglii. Wcześniej, jeszcze przed upadkiem komuny, nie ukrywał, że w PRL był zarówno członkiem PZPR, jak i etatowym pracownikiem Zarządu Głównego Związku Zawodowego Metalowców. Pracował także dla komunistycznej czwartej władzy publikując w takich jej organach, jak Polityka czy Życie Gospodarcze. [Z mojego punktu widzenia – jako demaskatora cenzury – oznaczało to ni mniej ni więcej, że Koraszewski pracował dla komunistycznej cenzury. Ta okoliczność, dla niego przecież zrozumiała, stała się podłożem narastającej wrogości a później wręcz nienawiści do mnie. Nieprzypadkowo to on właśnie jest autorem paszkwilu, który zapoczątkował zniesławiającą mnie kampanię – kampanię, skutki której przetrwały aż do dziś.] Podjął się wreszcie pracy w Agencji Robotniczej. W 1968 roku zwolniono go zarówno z partii, jak i z pracy w A.R., za - jak sam twierdzi - „protest przeciwko polityce PZPR”, co nie może dziwić, skoro „ofiarą” tej „polityki” padła własna jego żona –Żydówka. Wyemigrował wraz z nią – powołując się na względy rodzinne – w 1970 roku, stając się automatycznie „ofiarą antysemickiej nagonki”, która w istocie była tylko czystką w aparacie partyjno-państwowym PRL, wynikającą z politycznych implikacji po wybuchu „6-dniowej wojny” na Bliskim Wschodzie. Składał podanie o emigrację do Izraela, jakoś tam jednak nie dojechał. Znalazł się natomiast w Szwecji wraz ze Stefanem Michnikiem, E. Smolarem i tysiącami innych aparatczyków żydowskiego pochodzenia.
Ad. 2. Późną jesienią 1977 roku, zatelefonował do mnie z Oslo Władysław Gauza, proponując przyłączenie się do prowadzonej przez niego działalności, służącej wspieraniu opozycji niepodległościowej w Polsce (ROPCiO). Utrzymawał on kontakt z jednym z czołowych przywódców ROPCiO – Leszkiem Moczulskim. Przyjąłem to jego zaproszenie z ogromną radością i satysfakcją, gdyż wrogość ze strony otaczającej mnie emigracji postaparatczykowskiej, wspierającej w swej ogromnej masie wyłącznie opozycję tzw. „demokratyczną” (lewicę laicką i KOR) – stawała się coraz trudniejsza do zniesienia. Wkrótce, po rozpadzie ROPCiO i utworzeniu przez Leszka Moczulskiego Konfederacji Polski Niepodległej, podjąłem się prowadzenia Biura Informacyjnego KPN na terenie Szwecji. W gestii Władka Gauzy pozostawała koordynacja działań podobnych placówek na całym Zachodzie. Wkrótce zostałem członkiem KPN. Podpisaną przez Leszka Moczulskiego legitymację członkowską przekazał mi osobiście Władek.
ML: Dziękuję Ci za odpowiedź na moje pierwsze pytania. Proszę Cię o rozwinięcie pewnych wątków.
W Twoim tekście pojawia się przy charakteryzowaniu środowisk polonijnych "wątek żydowski". Temat to niezwykle śliski i omijany szerokim łukiem w debacie publicznej w Polsce, gdyż jego poruszanie daje oponentom, czy wrogom, niezwykle groźny oręż. Jest nim pretekst do użycia w dyskusji "pałki (czy może nawet pały) antysemityzmu". Przypisanie komukolwiek zarzutu bycia antysemitą oznacza dla takiej osoby śmierć cywilną.
Jest to zresztą kara zasłużona wobec osób, które rzeczywiście głoszą hasła antyżydowskie. Każda forma rasizmu jest obrzydliwa i zasługuje na pogardę.
Problem polega jednak na tym, że zarzut antysemityzmu jest często nadużywany i wykorzystywany w dyskusji w celu dyskredytacji adwersarza bez jakichkolwiek podstaw. Zresztą środowisko KPN samo doświadczyło na sobie tej "pały", gdyż KOR w atakach na ROPCiO czy KPN często wykorzystywał zarzut rzekomego antysemityzmu. Wspominają o tym dziś historycy IPN. Ostatnim przykładem użycia w debacie publicznej "pały antysemityzmu" jest nieuprawniona wypowiedź reżysera bardzo wartościowego filmu "Generał Nil" skierowana pod adresem córki Generała. Z drugiej strony mam świadomość, że opisywanie pewnej rzeczywistości (np. wydarzeń polskiego Marca 1968 roku, ale także okresu sowietyzacji Polski od 1944 roku i niszczenia podziemia niepodległościowego) z pominięciem "wątku żydowskiego" byłoby niezrozumiałe.
Zdaje się, że z podobną sytuacją mamy do czynienia przy charakteryzowaniu części środowisk polonijnych w Europie Zachodniej.
Chciałbym jednak, abyśmy - skoro nie możemy tego "gorącego wątku" pominąć i jest on już obecny w naszej dyskusji, zdecydowali się jednoznacznie postawić pewne kwestie, tak, aby były one jasne nie tyle dla mnie (nie mam najmniejszych wątpliwości, że nie jesteś antysemitą, to samo dotyczy Władysława Gauzy, czy kogokolwiek innego z moich znajomych i przyjaciół z KPN, w przeciwnym razie nie utrzymywałbym z taką osobą stosunków), ale dla każdego Czytelnika. Stąd moje kolejne pytanie.
3. Czy powodem Twojej niechęci do pomarcowej emigracji w Skandynawii były żydowskie korzenie jej przedstawicieli, czy też jej korzenie komunistyczne, PZPR-owskie, aparatczykowska mentalność niektórych jej działaczy a także metody, które oni stosowali w działalności politycznej?
TS: Idiotyzmem powinno być – choć tak niestety nie jest – utożsamianie poruszania dowolnego wątku żydowskiego z „antysemityzmem”, podobnie jak idiotyzmem byłoby utożsamianie podejmowania dowolnego wątku polskiego z „antypolonizmem”. Ta jednak interpretacyjna wybiórczość bierze się stąd, że pierwszy ze wspomnianych odruchów, ów potocznie „pałką” określany mechanizm psychologiczny, został przez najpotężniejsze centra władzy opiniotwórczej w przeciągu sześciu powojennych dekad na trwałe wszczepiony w zbiorową świadomość społeczeństw Zachodu. Moja niechęć do „pomarcowej” emigracji nie ma oczywiście nic wspólnego z żydowskimi korzeniami tej emigracji lecz wyłącznie z jej korzeniami aparatczykowskimi. Identyczną przecież niechęć odczuwałem i nadal odczuwam wobec aryjskich przedstawicieli tegoż aparatu. Co ciekawe i bardzo charakterystyczne: po upadku komunizmu obydwie części tego aparatu – aryjska oraz żydowska – reaktywowały swój wcześniejszy sojusz, na nowo podejmując bratnią współpracę, mimo że ta druga stała się w 1968 roku „ofiarą” czystek przeprowadzonych przez tę pierwszą. Najlepszy chyba to dowód, że to wcale nie antysemityzm był przyczyną ich 20-letniej rozłąki lecz wybuch „wojny 6-ciodniowej” na Bliskim Wschodzie. Wybuchła ona jak wiadomo akurat kilka miesięcy przed tzw. wydarzeniami marcowymi.
Jednym z nielicznych tu na emigracji aryjskich postaparatczyków był – dzięki małżeństwu z Żydówką – Andrzej Koraszewski, który „wsławił” się sporządzeniem zniesławiającego mnie paszkwilu. Był on autorem innych jeszcze publikacji (np. broszury „Rycerze domniemanej oczywistości”, wydanej przez „Jedność” – Sztokholm 1981). Atakował w nich polskich działaczy emigracyjnych, którzy podobnie jak ja wspierali opozycję niepodległościową w Kraju.
To nie my ich, lecz przeciwnie – to oni nas oskarżali o różne wredne rzeczy (o antysemityzm czy wręcz o faszyzm). W swojej propagandzie przypisywali nam oszołomstwo i prymitywizm intelektualny, przejawiający się w buńczuczności naszych wolnościowych haseł. Nie ukrywali, że nasz patriotyzm był w ich mniemaniu równoznaczny z nacjonalizmem, który przecież już tylko krok dzieli od nazizmu i faszyzmu, a tym samym również i od „antysemityzmu”. Sami nie tylko, że nie używali słowa „niepodległość” ale wręcz je wyszydzali. Dla zobrazowania ich „argumentacji” przytoczę końcowy fragment wspomnianego paszkwilu. Jest to „post scriptum” do oryginalnego tekstu, który Koraszewski jesienią 1979 roku przesłał w pierwszej kolejności do redaktora kanadyjskiego „Czasu” (Winnipeg) Jerzego Mroczkowskiego a później do wielu jeszcze pism i centrów emigracyjnych. Red. Mroczkowski paszkwilu nie opublikował. Zamiast tego przysłał mi kopię całego listu. Oto skan pisemka przewodniego do paszkwilu i treść „post scriptum”, nigdzie jeszcze nie publikowanego:
Takim oto wymownym komentarzem spuentował Andrzej Koraszewski w 1979 roku swój paszkwil na mój temat. Cały tekst „Paszkwilu” oraz tekst mojej nań odpowiedzi znajduje się pod tym linkiem [link na Forum SWS jest obecnie niedostęny]:
ML: Pozwól, że w związku z Twoją odpowiedzią na drugie pytanie przypomnę fakty, o których pisał Władysław Gauza na POLONUSie dotyczące genezy, powstania, działalności oraz zaprzestania działalności przez Biuro Informacyjne KPN na Zachodzie
Przyjmując te informacje za punkt wyjścia dla naszej dalszej rozmowy chciałbym zadać Ci kolejne pytania, dotyczące zdarzeń i osób, o których napisał Władysław Gauza:
4. Czy posiadasz bliższe informacje na temat dwóch osób, które wymieniał Władysław Gauza, będących - obok Władysława Gauzy - założycielami Norweskiego Komitetu Pomocy dla Kraju? Są to: Andrzej Jachowicz i Józef Mościcki. Czy działali oni także w Biurze Informacyjnym KPN na Zachodzie?
5. Do kiedy działał Norweski Komitet Pomocy dla Kraju? Czy istniał on nadal po rozwiązaniu Biura Informacyjnego KPN na Zachodzie?
6. Czy zechciałbyś szerzej rozwinąć krótki tekst Władysława Gauzy na Twój temat?
TS: Odpowiadam Mirku na kolejne Twoje pytania.
ad. 4. Andrzej Jachowicz nie działał w Biurze Inf. KPN, bo miał inne ważne zadania i obowiązki, wyszczególnione zresztą w artykule Władka Gauzy „KPN na Zachodzie”. Również Józef Mościcki nie działał w Biurze Inf. KPN ale z innych przyczyn. Latem 1979 r. zachorował na serce, co zmusiło go do zaprzestania działalności. W Biurze Informacyjnym KPN w Oslo pracowali także Benedykt Szostak, były AKowiec z powiatu miechowskiego oraz Jerzy Brzeziński, który funkcjonował poza tym jako kurier-łącznik pomiędzy tym Biurem a przewodniczącym. Rady Politycznej KPN, L. Moczulskim. J. Brzeziński przewoził wielokrotnie do L. Moczulskiego informacje oraz pieniądze od Emigracji i z powrotem informacje z Kraju oraz z powrotem tajną korespondencję od L. Moczulskiego. Między innymi te, zamieszczone na POLONUS-ie, dwa listy od L. Moczulskiego do W. Gauzy, przewiezione zostały przez J.Brzezińskiego. Również legitymacje członkowskie KPN dla Władka Gauzy oraz dla mnie przewiezione zostały właśnie przez J. Brzezińskiego. Wszyscy ci, przeze mnie wymienieni współpracownicy Władka zmarli w latach 1984 -1996.
ad. 5. Norweski Komitet Pomocy dla Kraju działał do lipca 1982 roku, a więc istniał nadal po zawieszeniu działalności Biura Informacyjnego KPN na Zachodzie. Ludzie działający wcześniej na rzecz ROPCiO i KPN przeszli do pracy w organizowaniu pomocy dla powstałego później NSZZ „Solidarność”.
ad. 6. Prowadząc działalność Biura Informacyjnego KPN w Szwecji koncentrowałem się głównie – o czym wyżej wspomina Władek – na bardzo ważnym odcinku jego działalności. Było to informowanie opini społecznej w Kraju o działalności opozycji niepodległościowej – obok tej już przez RWE rozpropagowanej, czyli KORowskiej. Ta informacyjna działalność była dotąd z przyczyn „obiektywnych” bardzo zaniedbana. Przyczyną tego stanu był monopol w dostępie do głównych polskich centrów opiniotwórczych na Zachodzie, znajdujący się w rękach KORu. Działo się tak dzięki przeniknięciu do tych centrów rzeczników „lewicy laickiej”, którzy wraz z wielotysięczną falą emigracji, składającą się z byłych aparatczyków komunistycznych – tzw. „pomarcowców” przybyli w 1968 roku na Zachód. Centrami tymi były: RWE, „Kultura” paryska i skupiony wokół rządu emigracyjnego ośrodek londyński. Tworzyły one – dzięki znajdującym się w nich aktywistom „lewicy laickiej” i sympatykom KOR - system naczyń połączonych. Podjąłem się zatem niełatwego zadania – przełamywania utworzonych przez tych ludzi barier. Jak poważne były trudności, na które napotkałem, niech świadczy treść poniższej korespondencji, obrazującej ewolucję moich kontaktów z RWE. Niewielkim, no ale jednak ułatwieniem okazało się głośne wówczas zdemaskowanie przeze mnie cenzorskiej działalności Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk w Warszawie. Pierwszym sukcesem było odczytanie przez spikera aktu założycielskiego KPN oraz obszernych fragmentów „Platformy Wyborczej KPN” w 1980 roku. Oprócz tego stale dostarczałem do RWE nagrywane przez telefon teksty wszystkich dokumentów wydawanych przez Biuro Polityczne i KAB KPN. Treść ich przekazywał mi Leszek Moczulski i Tadeusz Stański. Raz lub może dwa razy otrzymałem je również od Romualda Szeremietiewa. Nagrywałem je przy pomocy mikrofonu przyklejonego do słuchawki telefonu. (Część kaset z tymi nagraniami zachowała się do dziś. Może warto byłoby je jakoś zarchiwizować?) Trwało to nieraz bardzo długo, bo bezpieka przerywała połączenia, co wymagało ponownego łączenia się z innych już telefonów. Jakość tych nagrań była więc też nienajlepsza. Sklecałem je następnie i przepisywałem do późna w nocy, aby jak najszybciej móc je wysłać do RWE i innych emigracyjnych ośrodków. Początkowo kontakty z dyrektorem RWE Zygmuntem Michałowskim – jak to widać z załączonych listów – nabrały charakteru niemalże serdecznego, by jednak stopniowo, pod wpływem narastającej perswazji ze strony zatrudnionych w radiostacji „pomarcowców” – stać się coraz bardziej niechętne w tonie i treści. W sumie udało mi się jednak dotrzeć do opinii publicznej w kraju z nadspodziewanie obszerną – jak na opisane wyżej uwarunkowania – informacją o walce toczonej w Kraju przez KPN i o prześladowaniach jej członków przez aparat bezpieczeństwa.
Oto fragmenty mojej korespondencji z RWE w jej początkowej oraz „schyłkowej” fazie:
Przykłady dokumentów przekazywanych przeze mnie dyr. RWE Zygmuntowi Michałowskiemu:
***
***
[przekazałem do RWE 24.III.80, godz.9.00 - TS]
***
[RWE nadała tylko o Kściuszku w „Faktach” 26.III.80 – TS]
***
[nadałem do RWE 9.V.80, godz. 12.30 – TS]
Przy okazji – nawiązując do wątku zawartego w Twoim pytaniu nr 3 – zachęcam do przeczytania tekstu Tadeusza Korzeniewskiego. Poza swoim meritum posiada on także niebanalne walory artystyczno-literackie. Po prostu perełka... świetnie się czyta [Tekst nie jest już niestety dostępny w Sieci - ML]:
ML: Dziękuję za Twoją ostatnią odpowiedź. Oto moje kolejne pytania (z góry przepraszam za ich szczegółowość).
7. Władysław Gauza prowadził Biuro Informacyjne KPN w Oslo (Norwegia). Ty mieszkałeś w Sztokholmie (Szwecja). Czy Twoja działalność była częścią działalności Biura w Olso, czy też w Sztokholmie działało odrębne Biuro Informacyjne - jak zdaje się wynikać z Twojej odpowiedzi nr 2 (czy też odział Biura w Oslo)? Pytanie jest techniczne, ale przy redagowaniu hasła na temat działalności KPN za granicą warto to rozstrzygnąć.
8. W odpowiedzi na pytanie nr 2 napisałeś, że Władysław Gauza koordynował działalność podobnych placówek na całym Zachodzie. Czy masz może wiedzę, gdzie jeszcze działały takie placówki KPN poza Oslo (i ew. Sztokholmem) i kto w nich pracował (używam tego słowa, bo przecież była to ciężka, czasochłonna i odpowiedzialna praca, jakkolwiek to słowo może sugerować, że praca ta była wykonywana w ramach jakiegos etatu, co - zdaje się - nie miało miejsca)?
9. Mam jeszcze pytanie techniczne, dotyczące Twojej łączności z Krajem. Wiem z prywatnego listu od Ciebie, że to ludzie z Kraju dzwonili na Twój numer w Szwecji. Ale jest też mowa o zmienianiu telefonów. Rozumiem, że to dzwoniący z Kraju je zmieniali, a Ty byłeś ciągle pod tym samym numerem? W liście z 14 października 1979 roku LM do WG jest mowa o tym, że LM będzie dzwonił do Ciebie trzy razy w tygodniu rano (rano SB miała kłopoty z identyfikacja sprawy?) a raz na tydzień wieczorem. Ponadto - w razie potrzeby. Czy tego typu ustalenia i duża częstotliwość połączeń "obowiązywały" przez długi czas? Rozumiem, że dni tygodnia i godziny mieliście ustalone, tak, abyś był wtedy "pod telefonem"?
10. Władysław Gauza napisał:
Czy zechciałbyś ten sensacyjny wątek rozwinąć? A czy mógłbyś ten list Eugeniusza Smolara wkleić tez na POLONUSa (mam z tym kłopot techniczny)?
Z braku możliwości zadania szczegółowych pytań Władysławowi Gauzie, pozwól, że Tobie zadam pytania dotyczące szczegółów z listu Leszka Moczulskiego do Władysława Gauzy z 26 lipca 1979. Może będziesz znał odpowiedzi na te pytania.
11. Leszek Moczulski napisał, że przekazuje WG "niespalone adresy, które jakiś czas będą mogły służyć". Czy chodzi tu o przesyłki listowe z Norwegii do Polski na te właśnie adresy, czy tez o coś innego?
12. LM napisał też o kanale przerzutowym pieniędzy wymieniając m.in. dwie nazwy: "FPC" oraz "Konfederacja 76". Co to za organizacje?
13. I pytanie szersze. Skąd brały się pieniądze na działalność opozycyjną w Polsce i w jaki sposób były przerzucane do Polski. Jak wyglądał system kontroli i rozliczania tych środków? Czy masz jakieś informacje na ten temat?
TS: Odpowiadam, Mirku, na kolejne pytania.
Ad. 7. Prowadzone przeze mnie Biuro Informacyjne KPN w Szwecji, nie było oddziałem Biura Informacyjnego w Oslo lecz działającym odrębnie biurem. Organizacyjnie czułem się jednak podporządkowany mieszczącej się w Oslo „centrali” a Władka Gauzę uważałem za swego przełożonego. Działalność moja wynikała z „Instrukcji działalności zagranicznej KPN”, wydanej przez KAB KPN w Polsce i prowadziłem ją w oparciu o pełnomocnictwo Rady Politycznej KPN, upoważniające Władka Gauzę do ustanawiania pełnomocników w innych krajach. Na mocy tego byłem „Pełnomocnikiem na Szwecję” i jednocześnie zastępcą Władka Gauzy jako pełnomocnika KPN na Zachodzie (Franciszek Wilk był „Mężem zaufania” i jednocześnie członkiem Biura Informacyjnego w Oslo).
Ad. 8. Wiem o istnieniu podobnych placówek w Australii, w Kanadzie, w USA, w UK oraz w Niemczech. Placówki te (w formie Biur Informacyjnych lub po prostu Pełnomocników KPN) działały w wielu różnych krajach. W Australii działalność ta prowadzona była przez Władysława Dembskiego, w Kanadzie przez Romualda Gładkowskiego i Ryszarda Frygę. W USA prowadzili ją małżonkowie Ewa i Józef Pióro, W. Twierdochlebow, Jan F. Morelewski i wielu innych działaczy. W Hiszpanii (w Madrycie) działał Jerzy Radłowski, w Wielkiej Brytanii Franciszek Wilk a w Paryżu Tadeusz Brzostek. Po naszej stronie zaangażowany był poza tym cały szereg osób działających w innych organizacjach oraz w redakcjach gazet emigracyjnych. Motywacją tego zaangażowania nie były pieniądze, lecz pobudki o charakterze ideowym. Władek Gauza był w latach 1976 -1982 w stałym kontakcie z ponad trzydziestoma osobami i organizacjami emigracyjnymi, do których wysyłał powielone materiały informacyjne z Polski.
Ad. 9. Kwestię tę wyjaśniłem niezbyt precyzyjnie. To ja nawiązywałem łączność telefoniczną w uzgodnionych z Leszkiem Moczulskim porach i terminach. Poza tym on sam (lub w jego zastępstwie Tadeusz Stański) dzwonił do mnie w dowolnych porach. Po trzydziestu latach trudno mi jest przypomnieć sobie wszystkie tego rodzaju szczegóły. Pamiętam jednak, że często podczas nagrywania odczytywanych przez nich tekstów bezpieka przerywała łączność i że to oni wtedy próbowali ponownie łączyć się ze mną po dłuższej, czasem nawet kilkugodzinnej zwłoce. Zdarzało się więc, że jeden tekst udawało się nam „skompletować” po kilku dopiero przerywanych połączeniach. Wiele wskazywało na to (nie zadawałem zbędnych pytań), że łączono się wtedy ze mną z innych telefonów. Bardzo szybko zresztą przestaliśmy trzymać się ustalonych pór i terminów, przechodząc na całkowitą ich dowolność. Paradoksalnie – korzystnymi z tego punktu widzenia były okresy mojego bezrobocia, podczas których częściej bywałem w domu. Czasem na zakończenie rozmowy Leszek Moczulski sam sugerował kiedy znów powinienem się połączyć.
Ad. 10. Utrzymywałem robocze kontakty z rozmaitymi ośrodkami emigracyjnymi. Było wśród nich Studium Spraw Polskich w Wielkiej Brytanii. Pod koniec 1980 roku zawiadomiłem sekretarza tego studium A. Pospieszalskiego o tym, że będę zmuszony zawiesić na pewien czas moje z nim kontakty z powodu trudności finansowych. Dopiero z treści tego przez Ciebie wspomnianego, obraźliwego listu Smolara, dowiedziałem się, że nie tylko miał on związek z tym Studium ale nawet był przełożonym Pospieszalskiego. Tak to bywało... Oto skan tego listu (z propozycją „tajnej współpracy” w drugim akapicie):
Oburzony takim dictum, odpowiedziałem pisząc (bardzo jeszcze wówczas niewyrobionym stylem) następująco:
Jego reakcja – po wymownej zwłoce – była krótka i nad wyraz oschła:
Smolar dodawał często – podobnie jak w tym liście – uwagi w rodzaju, że: „nie można liczyć na” lub „oczekiwać jakichś dochodów” z publikacji dokumentów cenzury. Formułował je tak, że nie wiadomo było do kogo właściwie miały się odnosić. Ponieważ sam do poruszania tych kwestii nigdy go nie prowokowałem, nie reagowałem po prostu w moich listach na te uwagi. Było to więc jakąś jego obsesją. Myśl o pieniądzach nie jest mi oczywiście obca. Ktoś, kto twierdzi, że odczuwanie chęci odniesienia jakiejkolwiek korzyści (w tym i pieniężnej) jest mu obce – może być tylko hipokrytą. Przecież to najbardziej fundamentalny instynkt podtrzymujący w kosmosie życie. Są jednak sytuacje, w których jedni ludzi potrafią zapanować nad swymi żądzami i pewnym pokusom nie ulegają, a inni tego nie potrafią. Tak czy inaczej, w żadnym z moich listów do Smolara nie żądałem, ani też nie sugerowałem czy nawet najmniejszą aluzją nie dawałem do zrozumienia, że oczekuję jakichś pieniędzy za opublikowanie tych z ogromnym trudem skompletowanych, opracowanych i wywiezionych przeze mnie tajnych dokumentów cenzury.
Ciekawy komentarz do tej propozycji Smolara (donoszenia na kolegów z KPN) napisał z Londynu zasłużony nasz działacz i przedstawiciel KPN w Wielkiej Brytanii – Franciszek Wilk. Najwidoczniej nie mógł on przypuszczać, że ja całkiem świadomie nie zawarłem ze Smolarem żadnej umowy wydawniczej, udostępniając mu wszystkie dokumenty bez żadnych warunków:
Za ilustrację przepaści pomiędzy moimi i Smolara możliwościami prowadzenia działalności (przy uwzględnieniu oczywistych różnic politycznych), niech posłuży wspomniany przez F. Wilka jego (Smolara) status społeczny i ekonomiczny oraz mój. Podczas gdy on w swym własnym domu w ekskluzywnej dzielnicy Londynu pykał sobie fajeczkę siedząc przed kominkiem, ja starałem się „utrzymywać na powierzchni” – harując przy wyładunku bananów w porcie sztokholmskim:
Dwa z tych trzech zdjęć (zaczerpnięte z tutejszej prasy) robią bardziej ponure wrażenie od tego kolorowego, na którym widać mnie pracującego w towarzystwie 2-metrowego szwedzkiego drwala o imieniu Löffe (zdrobnienie od Leif). Zdjęcie to pochodzi z bardzo skądinąd interesującego reportażu, opublikowanego w tutejszej gazecie wydawanej przez Arbetsförmedlingen (Urząd Zatrudnienia). Po jego publikacji doszło do wizyty inspektorów pracy, którzy wydali nakaz przebudowy tego starego (sprzed I-szej wojny światowej) terminalu. Pracowało się tam dorywczo i na akord. Praca była bowiem aż tak bardzo ciężka, że nikt nie wytrzymałby jej w pełnym wymiarze godzin, przez pięć dni w tygodniu. Tytuł reportażu: 20 TON BANANÓW I WYPŁATA W GARŚCI. Trafiała tam bardzo dziwna mieszanka ludzka: od narkomanów i alkoholików – po ubogich doktorantów, studentów i przeróżnych rozbitków życiowych. Mój rekord w ciągu 5 godzin wynosił 30 ton. Udawało mi się tam – w różnych podbramkowych sytuacjach – ratować skórę. Może nie wypada się tak z tym afiszować ale nastrój panował tam dość niezwykły, jakiś taki „brudno-mroczny”, jak w powieściach Zoli czy też ten tchnący z wczesnych obrazów Van Gogha.
Emigracja odmawiała mi pomocy. Smolar za to, dzięki wpływowej „diasporze”, mógł dorabiać się swej fortuny, kierując między innymi rozgłośnią polską radia BBC. Mógł też przy okazji (dwie pieczenie przy jednym ogniu) skutecznie manipulować krajową i zachodnią opinią publiczną na rzecz działającej w Polsce opozycji „demokratycznej” („lewicy laicka” i KOR) i przeciwko polskiej opozycji niepodległościowej.
Ad.11. Przesyłki listowe i pieniądze przekazywane były tylko pewnym ściśle określonym osobom poprzez kurierów. Na „niespalone adresy” dostarczano coś innego, jak np.: maszyny do pisania, płyty (matryce) offsetowe, papier negatywowy, farbę drukarską, kalkę, powielacze i cały szereg innych materiałów oraz środków pomocniczych, do pisania, druku i rozpowszechniania słowa.
Ad. 12. „F.P.C.”, to „Fundusz Praw Człowieka” utworzony po rozbiciu ROPCiO przez Czumę i jego wspólników. FPC utworzona została przez tę część ROPCiO, która pozostała przy Moczulskim. Vide załączone dokumenty: „Porozumienie” i „Pełnomocnictwo” Władka Gauzy z 23 lipca 1979 r. upoważniające go do przejmowania i przekazywania pieniędzy do kraju. „Konfederacja 76” była organizacją utworzoną przez byłych żołnierzy (oficerów) armii polskiej na Zachodzie, którzy po II wojnie światowej znaleźli się w USA.
Ad. 13. Pieniądze brały się z darów osób prywatnych. Vide: załączone kopie pokwitowań bankowych z banków, skąd np. były przesyłane. Brały się też ze zbiórek publicznych, na przykład podczas antyreżimowych demonstracji (vide: treść listów od Giedroycia do Władka Gauzy). Brały się też ze zbiórek przy innych, nadających sie do tego okazjach.
„W jaki sposób były przerzucane do Polski?” W różny. Na samym początku przez banki. Potem przez zaufanych ludzi i przez specjalnych kurierów, np. przez wspomnianego już w innym miejscu Jerzyego Brzezińskiego. Były też przesyłane np. przez żonę Władka, Janinę Gauza, będącą w kontakcie z Tadeuszem Jandziszakiem we Wrocławiu.
„Jak wyglądał system kontroli i rozliczania ...?” W tej fazie działalności konspiracyjnej – bo tylko taka była wówczas możliwa – system kontroli opierał się o wzajemne zaufanie a miarą rozliczania była aktywność polityczna. Jeżeli na przykład ktoś nagle stawał się aktywny na rzecz KSS „KOR”, to więcej pomocy nie otrzymywał. W ówczesnych warunkach nikt o zdrowych zmysłach nie mógł żądać z zagranicy takich rozliczeń na papierze. Wewnątrz kraju mogli to robić dla siebie.
Powyższe informacje pochodzą od Władka. Sam bowiem nie brałem udziału w zbieraniu i przerzucaniu pieniędzy do kraju. Koncentrowałem się głównie na przełamywaniu blokady informacyjnej oraz na przeciwstawianiu się dezinformacji wzniesionej w latach 70. ubiegłego wieku przez działaczy emigracji pomarcowej wokół działającej w Kraju opozycji niepodległościowej z KPNem na czele.
ML: Tomku, dziękuję serdecznie za Twoje obszerne odpowiedzi i kolejną partię cennych dokumentów z epoki. Sądzę, że wszystkie one wymagają starannej analizy (w konfrontacji z dokumentami krajowymi, publikacjami oficjalnymi w Kraju: w "Opinii", w "Drodze" i w "Robotniku" oraz na emigracji, m.in. w "Kulturze" a także przy uwzględnieniu materiałów SB zgromadzonych w IPN), gdyż są one bardzo wiarygodnym źródłem wiedzy na temat historii polskiej emigracji na przełomie lat 70. i 80. ub. wieku oraz nt. jej związków z Krajem. Ogromnie się cieszę, że dokumenty te nie zaginęły i że dzięki Twoim staraniom i zaangażowaniu Władysława Gauzy możemy je obecnie upublicznić. Jeszcze raz serdecznie dziękuję Ci za upublicznienie tych dokumentów. Proszę Cię także o przekazanie ogromnych podziękowań Władysławowi Gauzie.
Przechodzę do kolejnych pytań. Dotyczą one Twojego Oświadczenia z 15 stycznia 1980 roku.
14. Podajesz w punkcie 1 Oświadczenia, że co najmniej 8 członków KPN siedzi w więzieniu PRL. Czy pamiętasz, o kogo chodziło?
15. W punkcie 3 wspominasz o działalności w Sztokholmie skrajnych Endeków powiązanych z Giertychem (Głowacki, Michna, Bińkowski). Czy zechciałbyś rozwinąć ten wątek? Na czym polegała działalność tych ludzi w Sztokholmie wymierzona przeciwko KPN? Jakie były jej motywy? Jakie mieli oni realne możliwości szkodzenia? Czy ich działania zakończyły się sukcesem? Sprawa jest o tyle ciekawa, że o ile informacje o konflikcie KOR - ROPCiO/KPN w Kraju i na emigracji są znane (jakkolwiek ich szczegóły oraz metody walki stosowane przez strony, a także ew. inspiracje SB w tych sporach wymagają dalszego badania), o tyle stosunkowo mało znane jest antykapeenowskie zaangażowanie środowiska endeckiego (które z resztą w Kraju nie odgrywało dużej roli w tamtym czasie).
16. W dalszej części punktu 3 formułujesz zarzuty wobec Jerzego Klebana. Kto to był? Skąd wziął się w Szwecji? Nie chciałbym dzisiaj odgrzewać tamtego sporu (z Twoimi zarzutami można się zapoznać w Twoim Oświadczeniu), ale jestem Ciekaw Twojej obecnej opinii o tym konflikcie wewnątrz działaczy KPN na emigracji. Jak dzisiaj oceniasz racje Twoje i Władysława Gauzy oraz działania Jerzego Klebana? Czy w materiałach IPN, które Ci udostępniono znalazłeś coś ciekawego na ten temat? Czy Twoim zdaniem dzisiaj źródłem tamtego konfliktu były osobiste ambicje, polecenia władz KPN z Warszawy, inspiracje SB?
W każdym razie warunki działania środowiska sprzyjającego KPN w Skandynawii były arcytrudne: ataki ze strony KOR i endeków, konflikty wewnętrzne w środowisku KPN na emigracji a do tego Twoja arcytrudna sytuacja osobista (o której piszesz w Oświadczeniu). Jeżeli chociaż część tych kłopotów była "zasługą" SB, to mogła ona mówić o dużym sukcesie! Zwłaszcza, że w Kraju udało się SB doprowadzić do podobnego konfliktu na linii KOR - ROPCiO, do rozłamu w ROPCiO, a następnie do eskalacji konfliktu KOR - KPN. Trzeba było mieć zbroję ze stali, żeby w takich warunkach, mimo takich trudności, działać dla sprawy niepodległości. Myślę, że dzisiaj wiele osób nie zdaje sobie w ogóle sprawy w jakich warunkach przyszło działać środowisku niepodległościowców w tamtym czasie...
TS: Mirku, odpowiadam.
ad. 14. Przytrafił mi się niestety błąd w datowaniu tego dokumentu. Chyba większość z nas w pierwszych dniach stycznia łapie się na tym, że odruchowo wpisuje rok poprzedni. Ja to jednak wtedy przeoczyłem. Prosiłbym Cię zatem, abyś w nawiasie, poprzedzającym skan tego oświadczenia zamieszczony w POLONUS-ie wpisał uwagę, że prawidłową jego datą jest 15 stycznia 1981 roku (może warto nawet zaznaczyć czerwonym kolorem?). Dopiero wtedy zrozumiała staje się zamieszczona w nim informacja, o którą pytasz, „...że co najmniej 8 członków KPN siedzi w więzieniu w PRL”. Potwierdza ją „Komunikat nr 3” wydany przez Komitet Obrony Więzionych za Przekonania (Warszawa, dnia 27. lutego 1981 r.), gdzie wymienionych jest 8 więźniów (siedmiu z nich to członkowie KPN a ósmy to W. Ziembiński, twórca Komitetu Porozumienia na Rzecz Samostanowienia Narodu. Całą tę ósemkę aresztowano w czasie od 23 września 1980 (Moczulski) do 6 grudnia 1980 (K. Bzdyl – Kraków). Byli to: K. Bzdyl, Z. Goławski, T. Jandziszak, L. Moczulski, T. Stański, J. Sychut, R. Szeremietiew i W. Ziembiński.
ad. 15. Była to niewielka grupka (o charakterze koteryjnym), luźno ze sobą powiązanych osób, o poziomie umysłowości podobnym do osoby, której nazwisko wymieniasz w kolejnym pytaniu. Tego właśnie rodzaju „patriotów” określano – nie bez słuszności zresztą – mianem „oszołomów”, który to epitet jakże chętnie przenosili prokorowscy „intelektualiści” na wszystkich działaczy niepodległościowych. Działalność tych „endeków” nie była może aż tak szkodliwa, jak oczerniająca nas kampania ze strony działaczy emigracji postaparatczykowskiej, jednak obiektywnie wpisywała się (być może nieświadomie) w cele tej drugiej. Polegała ona głównie na rozpuszczaniu plotek oraz pomówień.
ad. 16. Wybacz, ale wolałbym nie babrać się już w tych bluzgach, jakimi ten osobnik obrzucał mnie oraz Władka. Nawet Maciej Pstrąg-Bieleński, choć sam tym się nie zajmował, to w jakiś jednak sposób afirmował jego wybryki, skoro obdarzył go zaufaniem i podjął z nim współpracę. Byłoby to poniżej Władka oraz mojej – nie jakiejś tam wydumanej, lecz po prostu zwykłej, ludzkiej godności. Skierowana przeciw nam „publicystyczna” twórczość tego pana (w „Wiadomościach Polskich”) odznaczała się takim prymitywizmem i prostactwem, że nawet esbek – co już samo w sobie jest ewenementem – podpisujący się „Jan Świeży” pod serią oczerniających KPN artykułów w reżimowym „Żołnierzu Wolności” (po lipcu 1981 roku) opatrzył cytowane w nich fragmenty tekstów Klebana następującą uwagą, cytuję: Zupełna już degrengolada zapanowała pośród zagranicznych emisariuszy KPN (…) Epitety, jakimi obrzucił Kleban jednego i drugiego wspólnika, wystawiają im wprawdzie jak najgorszą opinię, lecz i autorowi nie przysparzają chwały. Twardy mieli orzech do zgryzienia i Moczulski i szef jego kontrwywiadu.
Łatwo sobie wyobrazić ile wstydu musieliśmy się najeść się za tych ludzi. Wiązanie naszych nazwisk z ich wybrykami kompromitowało nie tylko nas osobiście ale przede wszystkim szkodziło KPN, ułatwiając niepomiernie zadanie proKOR-owskim aktywistom na emigracji i peerelowskim propagandzistom w kraju. Na dowód zacytuję fragment listu Jana Nowaka-Jeziorańskiego do Jerzego Giedroycia z 25 maja 1980 r.: Jest jeszcze jedna sprawa, która zaczyna mnie niepokoić. To jest działalność przedstawicieli Moczulskiego na Zachodzie. Opanowali „Czas” w Winnipegu, „Gazetę Polską” w Toronto, teraz „Wiadomości Polskie” [chodzi o Klebana, błędnie kojarzonego ze mną i z Władkiem Gauzą - TS] w Sztokholmie. To są dynamiczni, bardzo prymitywni młodzi ludzie, do złudzenia przypominający przedwojenną „Falangę”.
Mogę tylko dodać, że w udostępnionych mi przez Instytut Pamięci Narodowej (trzy grube tomy, ca 1000 stron) dokumentach SB na mój temat, nie znalazłem żadnego, który odnosiłby się do naszej działalności w KPN a więc i żadnej wzmianki o Klebanie. Brak było też dokumentów ujawniających kulisy wypuszczenia moich dzieci, co nastąpiło w iście błyskawicznym tempie, po interwencji prof. Zbigniewa Brzezińskiego u Gierka, jeszcze podczas trwania wizyty prezydenta USA Cartera w Polsce w grudniu 1977 roku. Poprosiłem w związku z tym IPN o dalszą kwerendę, gdyż wydaje mi się niemożliwe, aby takich dokumentów SB nie wytworzyła. Nie wykluczam, że mogły one trafić do Zbioru Zastrzeżonego.
Poniżej prezentuję przykłady innych jeszcze – poza moimi – prób interwencji u dyrektora RWE Zygmunta Michałowskiego, podjętych w porozumieniu z Władkiem Gauzą przez innych działaczy i sympatyków KPN. Są to: list W. Twierdochlebowa do Z. Michałowskiego, list Michałowskiego do prof. Ehrenkreutza i dwustronicowy list Romana Piórkowskiego z Berlina Zachodniego. Załączam też karykaturę T. Podgórskiego.
ML: Tomku, czytając (a raczej przypominając sobie) treść kolejnych dokumentów dotyczących działalności Biura Informacyjnego w Oslo natrafiłem na Twój "Raport nr 1" z 10 czerwca 1981 roku. Znalazłem tam pełniejszy opis osoby i działalności Jerzego Klebana a także omówienie sylwetki Konstantego Hanffa. I właśnie Hanffa dotyczą moje kolejne pytania.
17.Czy znałeś osobiście Hanffa? Jeśli tak - co był za człowiek? Kto go wciągnął do KPN? Kto podjął decyzję, aby współpracować z tak podejrzanym człowiekiem?
18. Czy była reakcja Rady Politycznej na Twój Raport? Z tego co wiem, w tym czasie przywódcy KPN siedzieli a funkcje p.o. Przewodniczącego Rady Politycznej pełnił Krzysztof Gąsiorowski (jak dziś wiemy z pewnością - tajny współpracownik SB)
19. Czy wiesz może, jakie były dalsze losy Hanffa i Klebana? A dziś, gdy przeglądałeś swoja teczkę, czy znalazłeś coś na ich temat?
20. Maciej Pstrąg Bieleński był członkiem założycielem KPN w kraju - jak znalazł się na Zachodzie? Co było z nim potem? Wiem tylko, że prowadził biuro KPN w RFN (w jakim kraju), a w 1985 roku związał się z PPN. Czy wiesz może coś więcej?
21. Co było faktyczną przyczyną zawieszenia biur KPN za granicą decyzją Rady Politycznej? Czy zawieszenie biur oznaczało koniec Waszej (Twojej i Władysława Gauzy) współpracy z KPN?
22. Czy dysponujesz może jeszcze jakimiś materiałami KPN z przełomu lat 70. i 80.? Spodziewam się, że mogą być w Twoim osiadaniu prawdziwe perełki, które w kraju, wskutek rewizji, przeprowadzek itp mogły już zaginąć? Może mógłbyś je przywieźć do Polski w celu ich zeskanowania?
TS: Mirku, odpowiadam na kolejne pytania:
Ad. 17. Tak, Hanffa miałem sposobność poznać osobiście (był więc nawet: „Kostek”). To on nawiązał ze mną kontakt – gdzieś chyba wiosną 1979 roku. Z całą pewnością do KPN-u go nie wciągałem. Nigdy zresztą, jak mi się wydaje, nie został on naszym członkiem. O ile nie przyjął go Maciej Pstrąg-Bieleński, choć nic o tym nie słyszałem. O jego hitlerowskiej i esbeckiej przeszłości nie miałem wtedy - rzecz jasna - najmniejszego pojęcia. Wspomniany kontakt polegał na przysłaniu mi (skąd wziął mój adres, do dziś tego nie wiem) listu. Przedstawił się w nim jako twórca i szef organizacji niepodległościowej o buńczucznej nazwie Organizacja Bojowa „Wolna Polska”. Zrobiło to na mnie wrażenie. Nawet oprawa zewnętrzna tego „pakietu” była dość imponująca, zwłaszcza w zestawieniu z otaczającą mnie emigracją postaparatczykowską, popierającą jak jeden mąż działającą w kraju opozycję „demokratyczną”. Zapisałem się nawet do tej jego „organizacji”. Za legitymację służyło ksero banknotu dolarowego, którym uiszczało się opłatę członkowską i którego numer bankowy służyć miał jako numer identyfikacyjny członka. Oryginalny pomysł, czyż nie? Sam zresztą zobacz, jaką to firmową oprawą posługiwał się Hanff, korespondując z ludźmi:
Dopiero podczas mojego tournée po Kanadzie w listopadzie 1979 (on sam wraz z Kongresem Polonii kanadyjskiej tournée to zorganizował i w nim mi towarzyszył) zwierzył mi się z tego. Oto kilka skanów gazet z tego okresu:
Co dość zadziwiające (ta szczerość) wyznanie to pokrywało się z informacjami na jego temat zamieszczonymi w książce „KPN – kulisy, fakty, dokumenty”, opublikowanej w 1982 roku z inspiracji bezpieki w wyd. Książka i Wiedza (notabene ze znaczkiem cenzorskim Z-106). Byłem więc wtedy w kropce. Czułem się bardzo nieswojo ale przez pewien czas sądziłem, że mimo wszystko ta już trzecia w jego życiu gruntowna zmiana przekonań może być szczera. Jednak po jego włączeniu się do znanych Ci już ekscesów grupy M. Bieleńskiego, prowadzących do rozbicia naszych struktur, zrezygnowałem z członkostwa w „Wolnej Polsce” i zerwałem z nim wszelki kontakt.
Czuję się tym samym w jakimś stopniu odpowiedzialny za problemy, jakie ludzie ci stworzyli w naszych strukturach zagranicznych. Nikt z nas jednak tu na emigracji nie był jasnowidzem i nie mógł przewidzieć przyszłych zachowań osób (często zupełnie obcych), z którymi podejmowało się współpracę. A jakim cudem można było rozpoznać w nich agenta bezpieki? Skąd na przykład mogłem wiedzieć o związkach R. Nowaka z bezpieką? Co prawda, natychmiast gdy Nowak się tu pojawił „sprawdziłem” go z Leszkiem Moczulskim, który potwierdził jego tożsamość i „czystość”. Jak się jednak okazało, sam też nie wiedział o jego agenturalności.
Ad. 18. Reakcji żadnej nie było. Nie wiem nawet czy raport ten dotarł. Przesłany on został do kraju kanałami naszego członka Włodka Tumanowa, któremu ufałem, gdyż był moim przyjacielem nie tylko w sprawach politycznych. Był dla mnie „bratnią duszą” głównie w sferze zagadnień bardzo subtelnej natury, bo filozoficzno-światopoglądowych. Zmarł tragicznie w sierpniu 2005 roku, co nawet tutejsza prasa odnotowała. Zadedykowałem mu zresztą mojego „Matrixa”. Dla przypomnienia kilka zdjęć (to ten z brodą):
ad. 19. Już odpowiadałem (ad 16). Nic ponadto nie wiem
ad. 20. Nic więcej na ten temat nie wiem
ad. 21. Wydaje mi się oczywiste, że powodem zawieszenia był rozłam w naszych zagranicznych strukturach, wywołany fatalnym związaniem się Maćka Bieleńskiego z ludźmi przed którymi go ostrzegaliśmy. Wielka szkoda, gdyż swoją kulturą, wykształceniem i inteligencją zupełnie do nich nie przystawał. No cóż, dziwny jest ten świat... Very Happy
ad. 22. Zapewne dysponuję takowymi. Przed wyjazdem zrobię gruntowniejszy przegląd mojego nieuporządkowanego archiwum i wezmą ze sobą razem z nagraniami rozmów telefonicznych z Leszkiem Moczulskim i Tadeuszem Stańskim
PS - Raz jeszcze proszę Cię Mirek, abyś już nie wypytywał mnie o tych ludzi. Ich wspomnienie budzi mój niesmak. Podobnie odczuwa, jak przypuszczam, Władek Gauza. Mówiąc inaczej, nie chcemy czuć się brukani przez to ciągłe – to prawie 30 lat już minęło – kojarzenie naszych nazwisk z tego rodzaju osobami, a w szczególności z Klebanem. Wiem, że ustalenie prawdy na temat ich roli jest ważne i potrzebne. Jednak ja osobiście mam pewne wrodzone (więc niezawinione :) ) trudności z zajmowaniem się (grzebaniem się w nich) czyimiś personaliami. Wywołuje to we mnie coś w rodzaju „mdłości”. Niech lepiej zajmują się tym ludzie obdarzeni innymi niż moje... predyspozycjami. Wybacz proszę.
Rozmowa została przeprowadzona na nieistniejącym już Forum Polonus jesienią 2009 roku
|
||
Materiały są dostępne na licencji CC BY 3.0 PL. Zezwala się na dowolne wykorzystanie treści pod warunkiem wskazania autorów praw do tekstu. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz autorów. |