|
|
|
Debata historyków i dziennikarzy w
Domu Spotkań z Historią w Warszawie 15 maja 2012 roku
|
Igor Kąkolewski:
Serdecznie pragnę Państwa powitać w imieniu Muzeum Historii
Polski. Spotkaliśmy się z okazji książki, które jest jeszcze
"ciepłą" produkcją wydawniczą. Muzeum Historii Polski miało
zaszczyt być jej współwydawcą. Publikacja ta dotyczy partii
politycznej, której wszyscy dużo zawdzięczamy, niezależnie od
tego, czy byliśmy jej członkami lub sympatykami czy też nie, i
daje nam możliwość spojrzenia z perspektywy 30 lat na tamte
wydarzenia. Dyskusję poprowadzi Piotr Skwieciński, którego
serdecznie witam i oddają mu głos.
Piotr Skwieciński:
Bardzo się cieszę, że mam dziś okazję poprowadzić spotkanie na
temat tej niezwykłej książki. Niezwykłej z kilku powodów. Po
pierwsze - ze względu na to, że mało jest takich książek o
historii najnowszej. Mówię to z pozycji niespełnionego
historyka, który bardzo interesuje się historią najnowszą. Po
drugie - jest to książka niezwykła, bo bardzo głęboko penetruje
obszar, który autorzy uznali za stosowne opisać, czyli
działalność Konfederacji Polski Niepodległej w Krakowie w
okresie stanu wojennego wraz z szerszymi odniesieniami,
dotyczącymi całej krakowskiej opozycji lat 80. Wreszcie książka
ta jest niezwykła z racji tego, kto ją stworzył. A stworzyło ją
dwóch autorów, którzy byli wówczas aktywnymi aktorami na scenie,
którą opisują. Wszystko to tworzy niezwykły i bardzo pozytywny
kolaż.
Oddaję mikrofon Maćkowi Gawlikowskiemu, jednemu ze współautorów
książki. Później poproszę o zabrani głosu dwóch naszych gości,
historyków: profesora Sławomira Cenckiewicza oraz doktora Piotra
Osękę.
Chciałbym Maćku abyś opowiedział, jak ta książka powstawała.
Maciej Gawlikowski:
Skąd książka? Przede wszystkim z determinacji drugiego autora,
obecnego tutaj Mirka Lewandowskiego, który rzecz zainicjował i
zaczął zbierać materiały do książki. Gdyby nie jego
determinacja, to nigdy bym w tym projekcie nie wziął udziału.
Jako człowiek zajmujący się produkcją telewizyjną jestem
przyzwyczajony, że najpierw gromadzi się środki finansowe, a
potem przystępuje to działania. Tu pieniędzy nie było. Ani
grosza. Gdyby nie entuzjazm Mirka, na pewno bym się w to nie
zaangażował. A pracy było sporo. Pierwszy tom - książka
"Niepokonani", obejmująca okres od powstania Ruchu Obrony Praw
Człowieka i Obywatela do stanu wojennego, ukazała się w 2009
roku, a drugi tom ("Gaz na ulicach"), opisujący wyłącznie rok
działalności, ukazał się niedawno.
Przystępując do pracy nie planowaliśmy takiej objętości (prawie
1 000 stron), ale w miarę, jak zgłębialiśmy ten temat, to
natrafiliśmy na wątki nigdzie nie opisane. Ludzie krakowskiej
KPN działali w różnych innych środowiskach i współpracowali z
różnymi środowiskami. Na przykład była to grupa tworząca jedno z
ważniejszych pism podziemnych Małopolski lat 80. - "Zomorządność"
czy środowisko pacyfistyczno-hipisowskie, które też prowadziło
działalność polityczną. Opisaliśmy także działalność Regionalnej
Komisji Wykonawczej (czyli władz podziemnej "Solidarności"),
demonstracje uliczne, czy metody pracy operacyjnej bezpieki w
krakowskim areszcie śledczym. Sprawy te były dotychczas zupełnie
nie zbadane. Mimo ponad 10 lat działalności Instytutu Pamięci
Narodowej, pracy około 40 historyków zatrudnionych w krakowskim
oddziale IPN, nie ma żadnej monografii tych środowisk, nawet
wyrywkowej, obejmującej np. wyłącznie stan wojenny. Wydawane są
niemal wyłącznie zbiory dokumentów bezpieki, które nie są
przydatne z punktu widzenia naszych badań, gdyż konieczna była i
tak szczegółowa kwerenda.
To spora praca, którą warto było zrobić ze względu na wielu
ludzi, którzy zostali przez nasze państwo pominięci. Ludzi,
którym nikt nawet nie powiedział “dziękuję”. Takich ludzi jest
wielu. Widzę tu siedzącego Piotra Troszkiewicza, który
zaangażowany był w działalność opozycyjną najpierw w Siedlcach,
potem przez kilka lat w Krakowie, gdzie się uczył... To głównie
o takich ludziach jest nasza książka.
Sławomir Cenckiewicz:
Dla mnie świat opisany w książce jest światem, którego prawie w
ogóle nie znałem. Jestem z Trójmiasta i interesuje mnie, to
samo, co Maćka, ale w Trójmieście. Dlatego bardzo się cieszę, że
ta książka powstała i że ma taki kształt.
W tle naszej dzisiejszej dyskusji jest pytanie “Jak pisać
historię?”. Chciałbym, aby właśnie sposób, w jaki napisano tę
książkę, był dominujący, jeśli nie obowiązujący. Nie wolno
wykluczać od razu źródeł z archiwum pewnej instytucji, do
którego nie warto podobno zaglądać. Jak popatrzymy na pamiętniki
osób działających w opozycji w latach 70. i 80., to osoby te
zwykle nie weryfikują swojej pamięci przez pryzmat dostępnych
materiałów źródłowych. Tymczasem nasi dwaj znamienici autorzy
zderzyli własną pamięć i relacje wielu osób, których wspomnienia
zebrali, z materiałami ubeckimi. W moim przekonaniu jest to
największa wartość tej książki.
To, co jest złe w tej książce, to jest zbyt duża obszerność. Ja
przebiłem się przez pierwszą część książki [cztery pierwsze
rozdziały, 600 stron - ML], drugiej jeszcze nie
przeczytałem, tylko przeglądnąłem [piąty rozdział,
bibliografia, indeks, około 400 stron - ML]. Myślę, że gdy
tak mówię, to jestem dla państwa wiarygodny, bo sam pisze za
grube książki. Zazdroszczę panu doktorowi Osęce, który w małej,
eleganckiej książce był w stanie pomieścić cały problem marca
1968 roku. Pewnie taka książka ma inne wady, ale jest to z
pewnością pożądana przez czytelnika objętość.
Alternatywą dla książek wspominkowych, będących jednostronną
opowieścią ludzi, którzy takie książki piszą czy inicjują, są
książki nudziarskie, okropne, składające się z esbeckich
materiałów poprzedzonych dziesięcio- czy piętnastostronicowym
wstępem. Takich książek nie czytają nawet historycy. Sam
wielokrotnie się o tym przekonałem, bo przyznaję, że tego typu
wydawnictwa sam niegdyś popełniłem z koleżankami czy z kolegami.
Potem okazywało się, że nikt, nawet z Instytutu Pamięci
Narodowej, zakochanego w tych “strasznych” teczkach, tego nie
czytał.
"Gaz na ulicach" jest historią ludzi spoza tak zwanego "głównego
nurtu". Dla mnie jest to niezwykle ważne, Historię zazwyczaj
piszą zwycięzcy. Historię "Solidarności" napisali nam więc ci,
którzy byli przy Okrągłym Stole, albo ci, którzy wywodzą się ze
środowisk z nimi związanych. A ta książka opisuje nie
mainstremową grupę opozycyjną i - co jest dla mnie niezwykle
istotne - opisuje przede wszystkich ruch młodzieżowy.
Życzyłbym sobie, aby tego typu prace kontynuowano, nie tylko w
Krakowie, ale we wszystkich większych ośrodkach, gdzie działały:
KPN, Solidarność Walcząca, Federacja Młodzieży Walczącej, Polska
Partia Niepodległościowa, Liberalno-Demokratyczna Partia
Niepodległość, ruchy anarchistyczne. O tych środowiskach tak na
prawdę nikt dzisiaj nie pisze i one nie istnieją w świadomości
historycznej Polaków. Jest więc ta książka z jednej strony
protestem wobec tej zastanej sytuacji, ale - mam nadzieję - jest
także zaczynem czegoś nowego, czego bym państwu i sobie życzył.
Piotr Skwieciński:
Ta książka wydobywa z mroku organizacje, ludzi czy działania, o
których prawie nikt do tej pory nie wiedział. Dobrym przykładem
są tutaj ci krakowscy pacyfiści - WiP na prawie 10 lat przed
WiP-em czy też inna organizacja o nazwie Akcja na rzecz
Niepodległości. Dla mnie to jest rzecz fenomenalna! Chciałoby
się, aby cała Polska i wszystkie nurtu ówczesnej opozycji
zostały tak spenetrowane. Mogą wyjść na wierzch rzeczy równie
ciekawe.
Piotr Osęka:
Mnie także książka bardzo się podobała, w związku z czym muszę
zabić wszelka nadzieję na jakiś gwałtowny i zasadniczy spór
między prelegentami.
Jest to książka o ludziach - bojownikach podziemia, ale to nie
jest książka martyrologiczna, nie o ludziach papierowych, to nie
konstrukcja stawiająca pomniki. To książka o ludziach żywych, z
ich wadami, obawami, chwilami słabości, zwątpienia. Dzięki temu
narracja jest bardziej wciągająca, prawdziwa, a czytelnik
utożsamia się z bohaterami.
Bardzo dobrze się ją czyta. Jest napisana trochę jak scenariusz
filmowy. Jak w filmie, na ekranie pojawiają się kolejni
bohaterowie opowiadający swoje dzieje. Jest duża przewaga
narracji bohaterów nad głosem autorów, który tylko jest jakby
głosem spoza ekranu, z offu, oczywiście od tej narracji
bohaterów oddzielony.
Cenię tę książkę przede wszystkim jako przykład znakomitej
historii społecznej. Mamy tu znakomite opisy i rekonstrukcje
ludzkich wyborów tego okresu, przedstawienie odtwarzania się
struktur opozycji po szoku 13 grudnia i jej dylematów. Mniej
interesują mnie tutaj kwestie polityczne, np. legitymacji
poszczególnych działaczy do reprezentowania KPN-u natomiast
bardzo mnie interesują opisy walk ulicznych. Książka świetnie je
odmalowuje. Jest znakomitym przykładem literatury batalistycznej
- jakby się tam było i widziało na własne oczy. Ten opis,
zrobiony z dużym kunsztem, jest niekiedy przerażający. Dużo
czytałem na temat stanu wojennego, ale nie wiedziałem, że
dochodziło do takich aktów brutalności, że dochodziło do tak
rozległych walk z udziałem tak dużej liczby osób - tego sobie
jakoś wcześniej nie uzmysławiałem. Dopiero ta książka pokazuje,
jakiej skali to były wydarzenia.
Jeszcze jedno, trochę w polemice do tego, o czym mówił pan
Cenckiewicz. Chciałbym zwrócić uwagę, że autorzy sięgają do
archiwów policyjnych, ale nie nadają im pierwszorzędnego
znaczenia. Co więcej, zdobywają się nieraz na spory wobec nich
krytycyzm, podkreślając, że tego typu dokumentom nie należy
wierzyć bezkrytycznie. Pierwszorzędne znaczenie przypisywane
jest w książce relacjom ludzi. Pokazane są także różne
mechanizmy, które zniekształcały zapiski SB, choćby posługiwanie
się przez funkcjonariuszy ekonomiką własnej kariery i budowanie
nieraz pod taką linię swoich raportów.
Książka bardzo ciekawie pokazuje starcie różnych koncepcji i to
po obu stronach barykady - zarówno po stronie opozycji, jak i po
stronie władzy. W książce obecny jest też głos funkcjonariuszy
Służby Bezpieczeństwa. Bardzo zainteresował mnie wątek dotyczące
niesnasek w łonie samego aparatu władzy. Chodzi o spór pomiędzy
kierownictwem Komitetu Wojewódzkiego PZPR a przedstawicielami
terenowymi MSW, czyli kierownictwem milicji i bezpieki. Dla
jednych, jak się okazało, ta brutalność poszła za daleko, stała
się nieskuteczna i dysfunkcjonalna. Bardzo ciekawe są także
rozważania na temat różnych koncepcji w łonie samej opozycji.
Książka opisuje w jaki sposób młodzież się szykowała do starć z
ZOMO i to bynajmniej nie w duchu non violence, tylko ucząc się z
podręczników Gwardii Ludowej jak produkować koktajle Mołotowa.
Pojawiają się nawet jakieś wspomnienia o broni palnej... I
wydaje mi się, że autorzy niekiedy stawiają ten duch bojowy
młodzieży za przykład zawstydzający kierownictwo "Solidarności",
które nie potrafiło się przygotować na nadejście stanu wojennego
i w momencie, gdy ten stan wprowadzono, też nie potrafiło się
skutecznie zachować. Jest to ciekawy wątek, chociaż moim zdaniem
kontrowersyjny, jeżeli dobrze go odczytałem.
Zdjęcia: Piotr Troszkiewicz |
|
|
|