

Warszawa, 24 kwietnia 2008 r.
O ś w i a d c z e n i e
Czuję się w obowiązku przedstawić publicznie mój stosunek do
Wyroku Sądu Najwyższego z 18. 04. 2008 w mojej sprawie
lustracyjnej.
1.
Sąd Najwyższy oddalił kasację od wyroku Sady Apelacyjnego,
ponieważ uznał, że nie doszło do rażącego naruszenia prawa,
a tylko to takie naruszenie pozwala na uchylenie wydanego
orzeczenia. Pozostałych zarzutów kasacyjnych, w tym kwestii
merytorycznych, Sąd Najwyższy nie badał.
Sąd Najwyższy nie uznał za rażące naruszenie prawa
następującej sytuacji:
W 1999 r. sędzia Kaniok, wyznaczony na sprawozdawcę w
składzie sędziowskim, powołanym dla rozpatrzenia mojej
sprawy, wystąpił w roli śledczego-prokuratora,
przeprowadzając swoiste postępowanie przygotowawcze, a
mianowicie w archiwum MSW wyszukiwał materiały archiwalne,
mające świadczyć, że byłem TW. W 2000 r. skład sędziowski
został rozwiązany, a do nowego sędzia Kaniok nie został
powołany.
W 2002 r. sędzia Kaniok był sprawozdawcą w składzie sądu II
instancji, rozpatrującej apelację Rzecznika Interesu
Publicznego od wyroku sądu I instancji, uniewinniającego
mnie od zarzutu kłamstwa lustracyjnego i stwierdzającego
m.in., że w teczkach znajdują się dowody fałszerstw. Sąd II
instancji uznał zasadność apelacji i skierował sprawę do
ponownego rozpatrzenia.
W 2005 r. sędzia Kaniok był przewodniczącym składu
sędziowskiego oraz sprawozdawcą w Sądzie II instancji,
rozpatrującym apelację lustrowanego od wyroku sądu I
instancji, uznającej mnie za kłamcę lustracyjnego. Sąd II
instancji oddalił apelację.
Jest niewątpliwe, że sędzia Kaniok najpóźniej w 1999 r.
podczas wyszukiwania i selekcjonowania materiału dowodowego
wyrobił sobie przekonanie, że lustrowany współpracował z SB,
ponieważ gromadził materiały, które miały o tym świadczyć.
Opinii tej nie zweryfikował podczas rozpatrywania pierwszej
apelacji, bowiem jej oddalenie nastąpiło ze względu na
uchybienia formalna, a sąd w podkreślił, że wstrzymał się od
merytorycznej analizy materiałów dowodowych. Podczas drugiej
apelacji sędzia Kaniok zdecydował się na uzupełnienie
materiału dowodowego, ale gdy powołani przez niego b.
funkcjonariusze SB raczej podważali niż potwierdzali
oskarżenie, zrezygnował z przesłuchania ostatnich formalnie
wezwanych.
Wytworzył się następujący stan rzeczy: przekonany o winie
lustrowanego sędzia Kaniok zbiera materiały dowodowe na
uzasadnienie tej tezy przed rozpoczęciem postępowania
sądowego, a następnie dwukrotnie wyrokuje w końcowym
rozstrzygnięciu sprawy, badanej w trybie dwuinstancyjnym.
Za pierwszym razem sędzia Kaniok broni trafności dokonanego
przez niego wyboru materiału dowodowego i nie dopuszcza do
uprawomocnienia się wyroku uniewinniającego, a za drugim
chroni również prawidłowość orzeczenia, w jakiego wydaniu
uczestniczył poprzednio.
Powstaje sytuacja, która może sprawiać wrażenie, że jedna
osoba kontroluje od początku, do końca całe postępowanie
lustracyjne.
W moim głębokim przekonaniu doszło do rażącego naruszenia
prawa. Szczególnym tego dowodem jest fakt, że przewodniczący
rozprawie kasacyjnej sędzia Grubba w trakcie ustnego
uzasadniania wyroku uznał, że podniesione przez obrońcę
zagadnienie braku bezstronności sędziego miało zostać
przedstawione, jako problem prawny, poszerzonemu składowi
Sądu Najwyższego – a mianowicie w zakresie czy jest to
bezwzględna przyczyna wyłączenia sędziego. Wprawdzie kodeks
postępowania karnego nie opisuje literalnie takiej
wyjątkowej sytuacji – jak wielu innych, do których
teoretycznie dojść nie powinno, ale wynika ona z samego
ducha przepisu. Zwłaszcza, że w Sądzie Lustracyjnym nie
brakowało Sędziów Sądu Apelacyjnego, uprawnionych do
orzekania w II instancji.
Dodatkowe znaczenie ma fakt, że niejako głównym biegłym, na
którego opiniach opierał się sąd, był płk Z. Otóż biegły ten
na przełomie 1991/92 został powołany na dyrektora Archiwum
MSW i pomagał zbierać materiały do tzw. listy Macierewicza,
a w 1999 r. współpracował z sędzią Kaniokiem przy zbieraniu
materiałów wspierających tezę oskarżenia; później przeniósł
się do Biura Rzecznika Interesu Publicznego, a obecnie – jak
ostatnio doniosła prasa – jest członkiem stworzonej przez A.
Macierewicza komisji do spraw weryfikacji funkcjonariuszy
WSI. Przynajmniej okresowo biegły Z. pozostawał w zależności
służbowej od osób, które formalnie, albo faktycznie
występowały wobec mnie w roli oskarżycieli.
Aby uniknąć jakiejkolwiek wątpliwości w przedstawianiu
nietypowego przebiegu mojej sprawy, dodatkowo wyjaśniam, że
postępowanie lustracyjne, w końcu 1999 r. przebiegające w
dość intensywnym tempie, zostało nagle przerwane w początku
2000 r., bezpośrednio po wpłynięciu do sądu ekspertyzy
biegłego z Zakładu Kryminalistyki MSW, stwierdzającej, że
podpis LMoczulski, znajdujący się pod maszynopisem
doniesienia znajdującego się a aktach sprawy, był
niewątpliwie sfałszowany. Niewiele później skład sędziowski
został rozwiązany, ponieważ występujący w mojej sprawie
zastępca Rzecznika Interesu Publicznego oskarżył
przewodniczącego składu – sędziego Bareję o kłamstwo
lustracyjne. Sędzia Bareja został w dwu kolejnych
instancjach uniewinniony, ale szczegóły tej sprawy są
nieznane, bo niedługo po tym zmarł.
2.
Sąd Najwyższy wyjaśnił, że nie mógł rozpatrywać
następującego argumentu obrony: adwokat podniósł, że gdyby
nawet przyjąć, iż lustrowany był TW, to zgromadzony materiał
dowodowy dowodzi, że nie skrzywdził nikogo, a w
szczególności nie przyniósł jakiejkolwiek szkody strukturom
i działaczom opozycyjnym. Otóż, wyjaśnił sąd, ustawa
lustracyjna nie przewiduje badania stopnia szkodliwości
czynu, co nie pozwala uznać takich argumentów na przesłankę
do ewentualnej kasacji wyroku.
W niniejszej sprawie nie chodzi jednak o stopień
szkodliwości, lecz o to, czy do jakiejkolwiek szkodliwość
doszło. Chodzi również o samo pojecie współpracownika. TW
był niejako pomocnikiem funkcjonariusza SB, lojalnie
współpracował z nim, dostarczając informacji bądź materiałów,
które mogły obciążyć inny osoby czy też ich grupy, względnie
tworzone przez nie struktury. Jeśli niczego takiego nie
dostarczał, trudno go uznać za współpracownika; mógł
najwyżej pozorować współpracę, czyli w istocie szkodzić SB,
utrudniać jej pracę.
3.
Sąd Najwyższy uznał, że odrzucenie wniosku kasacyjnego nie
prowadzi do przekreślenia drogi życiowej lustrowanego, gdyż
w drugim postępowaniu sądy I i II instancji zgodnie
stwierdziły, że był on tajnym współpracownikiem SB tylko w
latach 1969-77, a poczynając od 1977 wybitnym i zasłużonym
przywódcą opozycyjnym, represjonowanym wieloletnim
więzieniem.
Sąd wstrzymał się jednak od wyjaśnienia niezrozumiałego
faktu, w jaki sposób człowiek, który wiernie służy
satelicko-komunistycznemu systemowi, nagle w ciągu niemalże
jednego dnia (Sąd Apelacyjny określa, że nastąpiło to 2
kwietnia 1977) staje się wybitnym przywódcą opozycyjnym,
cieszącym znacznym autorytetem współtwórcą jej
zorganizowanych struktur. Są pozostawił bez wyjaśnienia
zagadkę psychologiczną, co mogło być źródłem takiej nagłej
przemiany. Jeszcze trudniej przychodzi wyjaśnić, skąd wziął
się nagle autorytet lustrowanego, wystarczający, aby stanąć
na czele znacznej części opozycji.
Skupiając się na analizie formalnej sprawy, Sąd Najwyższy
przeszedł do porządku dziennego nad zgromadzonym w toku
postępowania materiałem dowodowym. Ten zaś świadczy, że
poczynając od lat pięćdziesiątych lustrowany był
wielokrotnie represjonowany za różne poczynania, uznane za
wrogie politycznie - w tym usuwany z pracy, trzykrotnie
karany zakazem publikacji, a także osadzony w więzieniu i
sądzony za przestępstwo polityczne ( 1957-58 ).
W okresie 1969-1977, kiedy miałem być współpracownikiem SB,
doszło do następujących, w kontekście niniejszej sprawy
bardziej jaskrawych wydarzeń:
- represje: dwie moje książki zostały publicznie potępione i
wycofane z księgarń i bibliotek, a trzecią (byłem jej
współautorem i redaktorem) wprost z drukarni skierowano na
przemiał; wydano całkowity zakaz wydawania moich książek,
oraz wszystkich innych publikacji poza tygodnikiem „Stolica”
(redakcja tego czasopisma była nieformalnym miejscem zsyłki
dla osób wcześniej więzionych z powodów politycznych albo o
nie podejrzanych); nakazano całkowite odsuniecie mnie w
redakcji „Stolicy” od tematyki historycznej albo innej,
mającej znaczenie polityczne; przerwano mój przewód
doktorski, który rozpocząłem na UMK pod kierunkiem prof. M.
Wojciechowskiego (poprzedni przewód doktorski na UW
faktycznie przerwało SB w 1957 r., konfiskując ukończony
niemalże całkowicie tekst mojej pierwszej dysertacji
doktorskiej, dotyczącej zresztą XVII w.).
- działalność opozycyjna potwierdzono w toku postępowania
lustracyjnego: - w listopadzie 1973 r. zorganizowałem w
Poznaniu w mieszkaniu p. E. Staniewiczowej pierwsze półjawne
spotkanie opozycyjne, w którym uczestniczyło parędziesiąt
osób, poświecone konieczności wznowienia czynnych działań na
rzecz niepodległości; - w latach 1974-77 kierowałem tajną
komórką nurtu niepodległościowego (nn) o kryptonimie Konwent,
odpowiedzialną za przygotowanie powołania jawnej
niepodległościowej partii politycznej, a także tworzenie
struktur wstępnych, bardziej ogólnych programowo;
- we wrześniu 1975 w mieszkaniu R. Szeremietiewa prowadziłem
tajną naradę, na której postanowiliśmy przystąpić do
bezpośredniego formowania jawnej struktury wstępnej o
charakterze ruchu społecznego, zajmującego się obroną praw
człowieka; - na przełomie zimy i wiosny 1976 r. w mieszkaniu
M. Grzywaczewskiego uczestniczyłem w tajnej naradzie
przedstawicieli kilku grup opozycyjnych, na której
przyjęliśmy tekst dokumentu pt. „U progu”, inicjującego
naszą wspólną działalność, oraz rozpoczęliśmy pracę nad
tworzeniem tajnej bazy technicznej dla jawnej działalności
opozycyjnej o nazwie Nurt Niepodległościowy (NN); - od
przełomu wiosny i lata 1976 byłem członkiem czteroosobowej
komórki kierowniczej NN o kryptonimie „Romb”;
- w lipcu 1976 byłem redaktorem i głównym autorem programu
minimum, tzw. „Programu 44”, kolportowanego począwszy od 6
sierpnia 1976;
- na przełomie sierpnia i września 1976 r. uczestniczyłem w
ustalaniu charakteru i zakresy tematycznego podziemnego
pisma „U progu” (zaczęło wychodzić od końca września); - od
końca lata 1976 uczestniczyłem w pracach nad formowaniem
Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela;
- od grudnia 1976 do 25 marca 1977 uczestniczyłem w
rozmowach z przedstawicielami środowiska KOR (Kuroń, Lipski,
Macierewicz i in.) na temat współpracy względnie wspólnego
powołania ROPCiO;
- w lutym 1977 nadałem ostateczny kształt inaugurującemu
dokumentowi ROPCiO – „Apelowi” i przygotowałem inne
dokumenty, dotyczące struktury i funkcjonowania Ruchu Obrony;
- w lutym albo marcu 1977 przewodniczyłem I zjazdowi NN na
strychu klasztoru Jezuitów, na którym m. in. przyjęta
została Deklaracja Ideowa NN, przygotowywana przeze mnie w
konsultacji z dr Józefem Rybickim; - 25 marca, po załamaniu
się rozmów z KOR, uczestniczyłem w podjęciu decyzji o
natychmiastowym ogłoszeniu powstania ROPCiO;
- 26 marca uczestniczyłem w ostatnich rozmowach politycznych,
m. in. z J. Kuroniem, a następnie w mieszkaniu A. Pajdaka
prowadziłem jawną konferencję prasową, na której ogłosiłem
powstanie ROPCiO;
- w dniach 27 marca – 1 kwietnia 1977 uczestniczyłem w
licznych pracach organizacyjnych (m. in. rozpocząłem
formowania krajowej struktury jawnych tzw. biur ROPCiO,
wyjeżdżając w tym czasie do Łodzi i Lublina), programowych i
wydawniczych (rozpocząłem pracę nad wydawaniem „Opinii” -
jawnego pisma poza cenzurą).
Praktycznie wszystkie z wyliczonych działań, a także liczne
inne, w których uczestniczyłem, mogły być łatwo
sparaliżowane przez SB, gdyby została wcześniej o takiej
inicjatywie powiadomiona. Nic takiego jednak nie nastąpiło,
o niektórych z nich SB nie dowiedziała się nigdy, o
pozostałych ze znacznym opóźnieniem i nie ode mnie – czego w
pełni dowodzą materiały zgromadzane w przedmiotowej sprawie
Nawet relację o przebiegu jawnej konferencji prasowej SB
zaczerpnęło z nasłuchu „Wolnej Europy”!
Odrębną sprawą jest szeroki i aktualny zakres mojej wiedzy
dotyczącej działań opozycyjnych, w których fizycznie nie
uczestniczyłem, albo podejmowanych przez inne środowiska i
ugrupowania opozycyjne; w teczkach TW „Lech” brak
najmniejszej wzmianki, aby TW „Lech” informował o tym SB.
4.
Postępowanie lustracyjne w mojej sprawie (tak zresztą jak we
wszystkich innych) zostało wszczęte przez sąd na wniosek
oskarżyciela publicznego, a mianowicie rzecznika interesu
publicznego, który nie przeprowadził jednak postępowania
przygotowawczego w trybie przewidzianym przez kpk ani nie
sporządził aktu oskarżenia z uzasadnieniem. Było to
przyczyną, że swoiste – i dalece niepełne postępowanie
przygotowawcze przeprowadził sędzia sprawozdawca z
oczywistym naruszeniem kontradyktoryjności postępowania
wynikającej z kpk. O wiele ważniejszym jest, że lustrowany
już na wstępie znalazł się w upośledzonej procesowo sytuacji:
nie mógł w śledztwie przedstawić i uzasadnić swojego
stanowiska ani wskazać na wspierające je dowody; nie znał
akt śledztwa, a brak aktu oskarżenia powodował, że nie znał
ani przywołanych dowodów, ani argumentacji oskarżenia. Stan
nierównowagi stron występował również w toku procesu
sądowego; oskarżyciel publiczny (RIP) po raz pierwszy zabrał
głos w wystąpieniu końcowym. Gdy na wstępie drugiego
postępowania podniosłem tę kwestie, Przewodnicząca sędzia
Majkowska uznała stan taki za prawidłowy, bo zgodny z ustawą
lustracyjną. W efekcie po raz pierwszy pisemne uzasadnienie
słuszności postawionego mi zarzutu uzyskałem dopiero w
skazującym wyroku sądowym, w piątym roku postępowania!
Z konstrukcji ustawy lustracyjnej wynika, że koroną dowodów
są materiały wytworzone przez SB. Ex definitione mają być
one w pełni wiarygodne i mają charakter decydujący. W
praktyce takim uprzywilejowanym dowodem są również zeznania
świadków – funkcjonariuszy SB. Ich świadectwo jest
ważniejsze od ekspertyz biegłych, a tym bardziej innych
świadków. Obowiązuje domniemanie winy lustrowanego. W tej
sytuacji obrona musi przeprowadzić dowód niewinności
oskarżonego. Jest to tym trudniejsze, że w przeciwieństwie
do oskarżyciela publicznego, lustrowany nie ma dostępu do
podstawowej bazy danych, jaką stanowią dotyczące jego osoby
materiały SB. Może wnioskować o ich dołączenie do akt sprawy,
ale czyni to niejako na ślepo, bo nie wie, jakie istniały,
czy zachowały się i co zawierają; znaczna część takich
wniosków jest zresztą oddalana.
Uznanie teczek SB za dowód kluczowy imputuje jednak
oczywisty wniosek, że zarzut ich sfałszowania powinien być
rozpatrywany z równą powagą, całościowo i szczególnie
uważnie. Znaczenie mają nie tylko poszczególne zarzuty,
odnoszące się do konkretnych faktów, lecz sam fakt
występowania licznych dowodów względnie fałszerstw wysokiego
stopnia uprawdopodobnienia, że do nich doszło. Sądu
lustracyjne obu instancji potraktowały ten problem
marginalnie, odnosząc się jedynie do niektórych
szczegółowych elementów, przy hołdowaniu generalnemu
przekonaniu, że dokumenty wytwarzane przez SB są wiarygodne.
Przewodnicząca sądu I instancji, sędzia Majkowska,
przerywała zeznania świadków, przedstawiających opozycyjną
aktywność lustrowanego w okresie 1969-77, która nie znalazła
najmniejszego odbicia w teczkach „Lech” - stwierdzając, że
sąd nie zajmuje się historią, a jedynie ustala, czy doszło
do kłamstwa lustracyjnego.
Sąd Najwyższy wstrzymał się od zbadania podniesionego
zarzutu, że orzeczenia Sądu Apelacyjnego w obu instancjach
było obciążone błędami natury faktycznej i logicznej, gdyż
wstrzymano się od całościowego zbadania kwestii prawdziwości
fałszerstwa teczek.
Upośledzone położenie lustrowanego wobec oskarżyciela,
zastąpienie zasady domniemania niewinności oskarżonego przez
zasadę domniemania prawdziwości wszystkich materiałów
wytworzonych przez SB powoduje z jednej strony faktyczną
niemożność skutecznej obrony lustrowanego, a z drugiej
stwarza możliwość uniewinnienia rzeczywistych TW, jeśli SB
zniszczyła ich teczki, a prowadzący funkcjonariusze zeznają
na korzyść swojego dawnego współpracownika. Podważa to
zasadniczo cel przyświecający ustawie lustracyjnej:
ujawnienia rzeczywistej współpracy z SB osób, które po 1989
r. prowadziły bądź prowadzą działalność publiczna. Trudno
ustrzec się od wrażenia, że faktyczny cel był inny, a
lustracja służyć ma potrzebom polityki.
5.
Zwróciłem się z wnioskiem o autolustrację do sądu w pełnym
przekonaniu, że jako człowiek niewinny zasługuję na pełne i
wnikliwe, zgodne z przepisami i kanonami prawa rozpatrzenie
postawionego mi zarzutu. Dzisiaj, po dziewięciu latach, z
żalem stwierdzam, że w licznych i rozmaitych przyczyn sądy
nie udźwignęły ciężaru tej – wydawałoby się – prostej sprawy.
Zwalnia mnie to z dobrowolnie przyjętego obowiązku
prowadzenia mojej sprawy w trybie lustracyjnym i pozwala na
rozważenie innych kroków w obronie mojego dobrego imienia.
Ogromną goryczą napełnia mnie fakt, że, w Ojczyźnie, o
której niepodległość, demokrację i praworządność walczyłem
całe życie, panowie Kiszczak i Jaruzelski są ludźmi honoru
ja zaś pozostaję kłamcą lustracyjnym. Niemniejszą goryczą
napełnia mnie fakt, że polskie sądy uznając mnie za kłamcę
lustracyjnego, wstrzymały się od równie szerokiej i
drobiazgowej analizy, obejmującej nie tylko bezpośrednie
materiały zgromadzone przez SB, ale także obiektywne i
subiektywne okoliczności ich powstania oraz złożenia
oświadczenia lustracyjnego – tak, jak to było chociażby
nastąpiło w przypadku rozpatrywania przez Sąd Najwyższy
sprawy lustracyjnej Józefa Oleksego.
Leszek Moczulski
Z ą ł ą c z n i k i :
Kopie dokumentów z akt sprawy.
[Sprawa lustracyjna L. Moczulskiego składała się z dwu
procesów, każdy badany w dwu instancjach:
* Sąd Apelacyjny wydz. V Lustracyjny - Sygn. 1/99,
przewodniczący sędzia Bareja, sprawozdawca sędzia Kaniok,
skład sędziowski rozwiązany (przewodniczący oskarżony o
kłamstwo lustracyjne, uniewinniony, zmarł);
przewodniczący sędzia Rysiński - wyrok uniewinniający, w
2001 r., uchylony w II instancji z powodów formalnych, bez
badania meritum sprawy (sprawozdawca – sędzia Kaniok);
* Sąd Apelacyjny wydz. V Lustracyjny - Sygn. 20/02,
przewodnicząca sędzia Majkowska - wyrok skazujący w 2005,
potwierdzony w II instancji (przewodniczący i
sprawozdawca – sędzia Kaniok)
Sąd Najwyższy: Sygn. II KK 171/07
przewodniczący sędzia Grubba, oddalenie kasacji.
Poniższe dokumenty pochodzą z akt postępowania sygn.
20/02 i 171/07].
1. Tezy
wystąpienia końcowego L. Moczulskiego z marca 2005 r.
2. Odwołanie (apelacja) z lipca 2005 r.
3. Tezy wystąpienia końcowego L. Moczulskiego z września
2006 r.
4. Kasacja z
lutego 2007 r.
5. Pismo
procesowe do Sądu Najwyższego z października 2007 r.
|